- Po cholerę tak hałasujesz?! - krzyczy Draco.
Staję jak wryta, patrząc na niego. Ma na sobie tylko szare spodnie od dresu. Przyglądam się umięśnionemu torsowi blondyna. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że wpatruję się w niego jak jakaś wariatka. Zarumieniłam się lekko i spuściłam głowę.
- Nie mogę znaleźć torby, a za chwilę zaczynają się zajęcia- przyznaję nieco zawstydzona.
- Przez pierwsze trzy dni nie ma lekcji, bo nauczyciele pojechali na jakieś tam szkolenie. Granger, ty rzeczywiście nie słuchałaś dyrektorki.
Czuję jak się we mnie gotuje.
- Nie mogłeś powiedzieć mi tego szybciej! Dzięki tobie biegam po pokoju jak jakaś wariatka!
- Hej! Nie obwiniaj od razu mnie lwico! Aha, jak już się trochę uspokoisz to twoja torba jest na półce z książkami. Zostawiłaś ją tam wczoraj - powiedział tylko i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
*******************
Po południu siedziałam i czytałam książkę, kiedy do pokoju wszedł Draco. Poczułam na swojej ręce jego wzrok. Podniosłam wzrok znad książki i zobaczyłam, że blondyn przygląda się mojemu przedramieniu w skupieniu. Odruchowo zakryłam swoją blizną rękawem.
- Nie chciałabyś się tego pozbyć? - zapytał.
- Myślisz, że nie próbowałam? Czytałam wszystkie księgi o bliznach i magicznych znakach. Próbowałam wszystkich zaklęć i jak widać nie ma efektów - odpowiedziałam.
- Nie ma co się dziwić, ciotka Bella użyła przeklętego noża rodu Blacków. Klątwę może odczynić tylko jego członek lub krewny - powiedział
- I co z tego?
- Boże Granger, zapomniałaś, że jestem synem kobiety, która z niego pochodzi?!
- Ale i tak nie zamierzać mi pomóc. prawda? - bardziej stwierdziła niż zapytałam.
- Tego nie powiedziałem. Ale skoro nie chcesz - powiedział i obrócił się na pięcie.
- Nie zaczekaj! - krzyknęłam. - Proszę, pomóż mi - tym razem szepnęłam ledwie dosłyszalnie.
- Dobrze, zaraz wracam. Ostrzegam to nie należy do przyjemnych - powiedział, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Usiadłam na kanapie. Po chwili blondyn pojawił się z tacą pełną eliksirów i różdżką w ręce.
- Ok, podwiń rękaw i wyciągnij rękę przed siebie - powiedział, a ja bez zastanowienia wykonałam jego polecenia. Zaczął wylewać na moje przedramię jakieś eliksiry. Szczypało jak cholera. Mimowolnie się skrzywiłam. Stalowooki zauważył to.
- Możemy przestać jak chcesz - powiedział.
- Nie! Ile jeszcze zostało? - zapytałam.
- Już kończę - odpowiedział i wziął różdżkę do ręki. - Teraz może zaboleć, ostrzegam.
Zaczął wykonywać nad moją ręką jakieś skomplikowane ruchy różdżką. Przedramię zaczęło mnie palić żywym ogniem. Zdusiłam w sobie krzyk. Siedzieliśmy tak razem w salonie. Ja zwijająca się z bólu, on skupiony tak, że nawet gdyby ktoś rozwalił ścianę bombardom, nie rozproszył by go. W końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam z bólu. Po piętnastu minutach poczułam jak ból ustaje.
- Skończyłem - oznajmił blondyn.
Jak spetryfikowana patrzałam na swoją rękę. Po dawnej bliźnie nie było śladu. Poczułam jak chłopak podnosi się z kanapy i kieruje się w stronę swojego pokoju. Od razu wybudziłam się z transu. Podbiegłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Dziękuję - szepnęłam i mocniej się do niego przytuliłam. Draco odwzajemnił uścisk. Staliśmy tak przytuleni do siebie, kiedy nagle otworzyły się drzwi.
-Proszę, proszę, proszę. Witajcie moje gołąbeczki - powiedział przesłodzonym głosem Blaise.
Odskoczyliśmy od siebie zaskoczeni. Poczułam jak się rumienię i spuściłam głowę.
- Smoku nie zaprosisz nas? - zapytał Zabini.
- Jakbyś nie zauważył to już i tak wtargneliście do środka - powiedział blondyn.
- Może i tak, ale założę się, że nawet nie zauważyliście, że mamy pół godzinne spóźnienie.
Spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście wskazówki wskazywały godzinę 18:30. Rytuał zajął nam więcej czasu niż myślałam.
- Dobra nie kłóćcie się. Siadajcie zaraz skombinuję coś do jedzenia - powiedziałam - Stworek!
Przede mną zmaterializował się skrzat domowy Harry'ego.
- Czego panienka sobie życzy? - zapytał.
- Stworku, czy mógłbyś przynieść nam butelkę soku dyniowego, kanapki i jakieś ciasto?
- Oczywiście panienko, Stworek już pędzi.
Po nie całej minucie skrzat przyniósł wszystko o co go prosiłam.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Proszę. Czy stworek może jeszcze jakoś panience pomóc?
- Nie, dziękuję to wszystko - odpowiedziałam, a skrzat pstryknął palcami i zniknął. Odwróciłam się w stronę kanap. Draco, Blaise i Pansy patrzeli na mnie jak na jakąś nienormalną. Pierwsza z transu wybudziła się Pansy.
- Nic nie wspominałaś, że masz własnego skrzata - powiedziała.
- On nie jest mój. Należy do Harry'ego, odziedziczył go po ojcu chrzestnym. Harry przekonał go, żeby mi i Ginny także pomagał - odpowiedziałam.
- No dobra, żarcie jest, sok jest, a co z czymś porządniejszym do picia? - odezwał się Zabini.
- Poczekaj - powiedział Draco i wstał z kanapy.
Chłopak podszedł do barku, którego wcześniej nie zauważyłam i wyjął butelkę Ognistej Whisky.
- No chyba nie... - powiedziałam.
Nie ma Ognistej, nie ma zabawy kotku - odpowiedział stalowooki.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dobrze słoneczko.
- Tak też nie Malfoy - krzyknęłam.
- Oh, już dobrze lwico. Nie denerwuj się.
Już miałam coś powiedzieć, kiedy usłyszałam Pansy.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Siadaj - powiedziała - Może zaczniemy wszystko od nowa?
- Od nowa? Czyli jak? - zapytałam.
No wiesz. Ty opowiesz mi trochę o sobie, ja trochę o sobie opowiem tobie. To co?
- Ok.
- Dobra, ja zacznę. Nazywam się Pansy Parkinson. Znajomi mówią na mnie także Pan. Tiara Przydziału chciała mnie posłać do Ravenclawu lub Gryffindoru, ale na moją prośbę przydzieliła mnie do Slytherinu. Przyjaźnie się z Draco, Blaisem oraz Teodorem. Moją przyjaciółką jest także Astoria Greengrass. No to chyba wszystko, aha i nie cierpię kiedy mówią na mnie Dygotka.
- Teraz ja. Nazywam się Hermiona Granger. Znajomi mówią na mnie Miona. Tiara Przydziały także chciała posłać mnie do Ravenclawu, ale powiedziała, że mam więcej odwagi niż rozumu. Przyjaźnię się z Harrym, Ginny i Luną. Zawsze marzyłam o własnym zwierzęciu - powiedziałam - Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne, śmiało - odpowiedziała Pansy.
- Dlaczego Dygotka?
- Aha od choroby Parkinsona. Wiesz na czym ona polega prawda? Cały dygocesz i nie możesz przestać. Nazwa pochodzi właśnie od mojego nazwiska. Mój prapraprapradziadek jako pierwszy na nią zachorował. Na szczęście ja na nią nie choruję - powiedziała i uśmiechnęła się.
- Hej, zostawcie trochę dla nas grubasy! - krzyknęłam w stronę chłopaków, którzy już chyba po raz piąty nakładali sobie ciasta.
- Sugerujesz, że jestem gruby? - zapytał Draco.
- Yhym - odpowiedziałam tylko i pokiwałam głową.
- Jakoś rano miałaś inne zdanie.
- Nie rozumiem o co ci chodzi Malfoy.
- O to Granger, że rano kiedy wyszedłem zobaczyć, czemu tak hałasujesz tylko w dresie, to gapiłaś się na mnie jak jakaś wariatka - odpowiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Nieprawda - krzyknęłam, chociaż wszyscy wiedzieli, że kłamię.
- Prawda, prawda Granger i do tego nie mogłaś przestać!
Tego była za wiele. Wzięłam pierwszą poduszkę z brzegu i rzuciłam nią w Malfoy'a. Machnęłam różdżką i obok mnie i Pansy pojawiła si wielka sterta poduszek. Malfoy zrobił to samo.
- Do boju!!! - krzyknęli w tym samym momencie Blaise oraz Pansy i w ten sposób zapoczątkowali wielką bitwę. Poduszki latały w tą i wewtą. Podłoga cała była usłana różnorodnymi piórkami. Dopiero po godzinie opadliśmy roześmiani na dywan.
- Ale syf - stwierdziła Zabini.
- Malfoy sprząta! - Krzyknęłam i schowałam się za kanapą, by uniknąć lecącej w moją stronę poduszki.
- A to niby dlaczego? - zapytał podnosząc się z podłogi.
- Bo to przez ciebie - powiedziałam i schowałam się razem z Pansy za fotelem, tak aby chłopacy nas nie zauważyli. Odetchnęłyśmy z ulgą. Niestety spokój nie trwał długo. Zobaczyłam jak Pansy unosi się do góry. Zanim zdążyłam coś powiedzieć poczułam, że ja także odrywam się od podłogi. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam swoją przyjaciółkę przerzuconą przez ramię Zabiniego, krzyczącą i wyrywającą się mu . Zdałam sobie sprawę, że ja także jestem w takiej pozycji, tylko z tą zmianą, ze to Malfoy mnie niósł. Zaczęłam walić pięściami w jego plecy i krzyczeć, ale najwidoczniej on nic sobie z tego nie robił. Nagle poczułam, że się unoszę. Obok mnie Pansy także lewitowała. Spojrzałyśmy w dół. To chłopcy z wyciągniętymi różdżkami stali pod nami.
- I co nadal jesteśmy grubasami? - zapytał Blaise.
- Tak! - krzyknęła Pansy, a my uniosłyśmy się wyżej.
- Odstawcie nas na ziemię barany! - powiedziałam.
- Dobrze, ale najpierw przyznajcie, że jesteśmy przystojni! - odpowiedział Dracon.
- Nigdy!!! - krzyknęłyśmy razem z Pansy.
- Trudno, zostaniecie tak na zawsze - powiedział Zabini i uniosłyśmy się wyżej.
- To co w końcu? - zapytał Malfoy.
- Nie! - krzyknęłam. To był mój błąd. Razem z Pansy zaczęłyśmy robić fikołki w powietrzu. Po kilku minutach poczułam, że robi mi się nie dobrze.
- Ok! Nie! Jesteście!~Grubasami! - krzyczałam pomiędzy następnymi obrotami.
- Iiii...? - zapytał Blaise.
- I! Jesteście! Przystojni! - krzyczała Pansy jednocześnie robią fikołki.
Poczułam jak opadam na dół. Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, zachwiałam się i upadłam. Draco wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. - mówiłam przy każdym słowie dźgając go palcem w tors.
Razem z Pansy usiadłyśmy na kanapie, a chłopcy usiedli na fotelach. Pogrążyliśmy się w rozmowie- I kiedy szliśmy do salonu... - powiedział Draco.
- Ani mi się waż! - krzyknęłam.
- Granger nie słuchała dyrektorki i ...
- Nie, Malfoy!
- I zamiast jej słuchać myślała...
- O czym myślała Smoku? - zapytał Blaise.
- O mnie!!! - krzyknął Draco i opadł na kanapę, pomiędzy mnie i Pansy.
- Wcale nie! - krzyknęłam.
- Właśnie, że tak lwico! - odpowiedział Draco i razem z Blaise'm zaczęli się śmiać.
Nie wytrzymałam. Poczułam jak ręce mnie pieką i cisnęłam kulą ognia prosto w kominek.
- Co to było?!?! - krzyknęli jednocześnie.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co robię. Zgasiłam ogień wydobywający się z moich dłoni.
- Nie uwierzycie mi, jeżeli powiem, że to nic takiego, prawda?
Cała trójka pokręciła przecząco głowami.
- No dobrze, więc tak. Od kiedy pamiętam, umiałam kontrolować ogień. Pierwszy raz miałam z nim styczność na weselu mojej cioci. Miałam wtedy cztery latka. Zdenerwowałam się i n stąd, ni zowąd zapłonął łuk ślubny. Im byłam starsza, tym bardziej odkrywałam i kontrolowałam swoją moc. W moje piętnaste urodziny, jeden chłopak zdenerwował mnie tak mocno, że podpaliłam pobliskie drzewo. Na szczęście takie rzeczy już się nie zdarzają - powiedziałam.
- No dobra wszystko super, cacy, ale jest jeden znak zapytania, a mianowicie twoi rodzice to mugole. Po nich raczej nie odziedziczyłaś mocy, a tak po prostu na pewno jej nie dostałaś - stwierdził Draco.
- Wiem, to mnie bardzo zastanawia. Pytałam rodziców... - nie dane mi było dokończyć, bo zegar stojący w salonie obwieścił właśnie północ.
- O kurde! Zrobiło się późno. Musimy lecieć - powiedział Blaise.
Wyściskałam Pansy oraz Blaise i życzyłam im dobrej nocy.
- Poczekajcie! - krzyknęłam, gdy już chcieli wychodzić. - Proszę, nie mówicie nikomu o moich zdolnościach.
- Oczywiście. Możesz trzymać nas za słowo. Nikomu nie piśniemy ani słówka - powiedział Blaise, po czym zniknął razem z Pansy za obrazem.
Leżąc w łóżku uświadomiłam sobie dwie rzeczy. Ślizgoni wcale nie są tacy źli, oraz to, że zyskałam trzech nowych przyjaciół.
Odskoczyliśmy od siebie zaskoczeni. Poczułam jak się rumienię i spuściłam głowę.
- Smoku nie zaprosisz nas? - zapytał Zabini.
- Jakbyś nie zauważył to już i tak wtargneliście do środka - powiedział blondyn.
- Może i tak, ale założę się, że nawet nie zauważyliście, że mamy pół godzinne spóźnienie.
Spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście wskazówki wskazywały godzinę 18:30. Rytuał zajął nam więcej czasu niż myślałam.
- Dobra nie kłóćcie się. Siadajcie zaraz skombinuję coś do jedzenia - powiedziałam - Stworek!
Przede mną zmaterializował się skrzat domowy Harry'ego.
- Czego panienka sobie życzy? - zapytał.
- Stworku, czy mógłbyś przynieść nam butelkę soku dyniowego, kanapki i jakieś ciasto?
- Oczywiście panienko, Stworek już pędzi.
Po nie całej minucie skrzat przyniósł wszystko o co go prosiłam.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Proszę. Czy stworek może jeszcze jakoś panience pomóc?
- Nie, dziękuję to wszystko - odpowiedziałam, a skrzat pstryknął palcami i zniknął. Odwróciłam się w stronę kanap. Draco, Blaise i Pansy patrzeli na mnie jak na jakąś nienormalną. Pierwsza z transu wybudziła się Pansy.
- Nic nie wspominałaś, że masz własnego skrzata - powiedziała.
- On nie jest mój. Należy do Harry'ego, odziedziczył go po ojcu chrzestnym. Harry przekonał go, żeby mi i Ginny także pomagał - odpowiedziałam.
- No dobra, żarcie jest, sok jest, a co z czymś porządniejszym do picia? - odezwał się Zabini.
- Poczekaj - powiedział Draco i wstał z kanapy.
Chłopak podszedł do barku, którego wcześniej nie zauważyłam i wyjął butelkę Ognistej Whisky.
- No chyba nie... - powiedziałam.
Nie ma Ognistej, nie ma zabawy kotku - odpowiedział stalowooki.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dobrze słoneczko.
- Tak też nie Malfoy - krzyknęłam.
- Oh, już dobrze lwico. Nie denerwuj się.
Już miałam coś powiedzieć, kiedy usłyszałam Pansy.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Siadaj - powiedziała - Może zaczniemy wszystko od nowa?
- Od nowa? Czyli jak? - zapytałam.
No wiesz. Ty opowiesz mi trochę o sobie, ja trochę o sobie opowiem tobie. To co?
- Ok.
- Dobra, ja zacznę. Nazywam się Pansy Parkinson. Znajomi mówią na mnie także Pan. Tiara Przydziału chciała mnie posłać do Ravenclawu lub Gryffindoru, ale na moją prośbę przydzieliła mnie do Slytherinu. Przyjaźnie się z Draco, Blaisem oraz Teodorem. Moją przyjaciółką jest także Astoria Greengrass. No to chyba wszystko, aha i nie cierpię kiedy mówią na mnie Dygotka.
- Teraz ja. Nazywam się Hermiona Granger. Znajomi mówią na mnie Miona. Tiara Przydziały także chciała posłać mnie do Ravenclawu, ale powiedziała, że mam więcej odwagi niż rozumu. Przyjaźnię się z Harrym, Ginny i Luną. Zawsze marzyłam o własnym zwierzęciu - powiedziałam - Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne, śmiało - odpowiedziała Pansy.
- Dlaczego Dygotka?
- Aha od choroby Parkinsona. Wiesz na czym ona polega prawda? Cały dygocesz i nie możesz przestać. Nazwa pochodzi właśnie od mojego nazwiska. Mój prapraprapradziadek jako pierwszy na nią zachorował. Na szczęście ja na nią nie choruję - powiedziała i uśmiechnęła się.
- Hej, zostawcie trochę dla nas grubasy! - krzyknęłam w stronę chłopaków, którzy już chyba po raz piąty nakładali sobie ciasta.
- Sugerujesz, że jestem gruby? - zapytał Draco.
- Yhym - odpowiedziałam tylko i pokiwałam głową.
- Jakoś rano miałaś inne zdanie.
- Nie rozumiem o co ci chodzi Malfoy.
- O to Granger, że rano kiedy wyszedłem zobaczyć, czemu tak hałasujesz tylko w dresie, to gapiłaś się na mnie jak jakaś wariatka - odpowiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Nieprawda - krzyknęłam, chociaż wszyscy wiedzieli, że kłamię.
- Prawda, prawda Granger i do tego nie mogłaś przestać!
Tego była za wiele. Wzięłam pierwszą poduszkę z brzegu i rzuciłam nią w Malfoy'a. Machnęłam różdżką i obok mnie i Pansy pojawiła si wielka sterta poduszek. Malfoy zrobił to samo.
- Do boju!!! - krzyknęli w tym samym momencie Blaise oraz Pansy i w ten sposób zapoczątkowali wielką bitwę. Poduszki latały w tą i wewtą. Podłoga cała była usłana różnorodnymi piórkami. Dopiero po godzinie opadliśmy roześmiani na dywan.
- Ale syf - stwierdziła Zabini.
- Malfoy sprząta! - Krzyknęłam i schowałam się za kanapą, by uniknąć lecącej w moją stronę poduszki.
- A to niby dlaczego? - zapytał podnosząc się z podłogi.
- Bo to przez ciebie - powiedziałam i schowałam się razem z Pansy za fotelem, tak aby chłopacy nas nie zauważyli. Odetchnęłyśmy z ulgą. Niestety spokój nie trwał długo. Zobaczyłam jak Pansy unosi się do góry. Zanim zdążyłam coś powiedzieć poczułam, że ja także odrywam się od podłogi. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam swoją przyjaciółkę przerzuconą przez ramię Zabiniego, krzyczącą i wyrywającą się mu . Zdałam sobie sprawę, że ja także jestem w takiej pozycji, tylko z tą zmianą, ze to Malfoy mnie niósł. Zaczęłam walić pięściami w jego plecy i krzyczeć, ale najwidoczniej on nic sobie z tego nie robił. Nagle poczułam, że się unoszę. Obok mnie Pansy także lewitowała. Spojrzałyśmy w dół. To chłopcy z wyciągniętymi różdżkami stali pod nami.
- I co nadal jesteśmy grubasami? - zapytał Blaise.
- Tak! - krzyknęła Pansy, a my uniosłyśmy się wyżej.
- Odstawcie nas na ziemię barany! - powiedziałam.
- Dobrze, ale najpierw przyznajcie, że jesteśmy przystojni! - odpowiedział Dracon.
- Nigdy!!! - krzyknęłyśmy razem z Pansy.
- Trudno, zostaniecie tak na zawsze - powiedział Zabini i uniosłyśmy się wyżej.
- To co w końcu? - zapytał Malfoy.
- Nie! - krzyknęłam. To był mój błąd. Razem z Pansy zaczęłyśmy robić fikołki w powietrzu. Po kilku minutach poczułam, że robi mi się nie dobrze.
- Ok! Nie! Jesteście!~Grubasami! - krzyczałam pomiędzy następnymi obrotami.
- Iiii...? - zapytał Blaise.
- I! Jesteście! Przystojni! - krzyczała Pansy jednocześnie robią fikołki.
Poczułam jak opadam na dół. Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, zachwiałam się i upadłam. Draco wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. - mówiłam przy każdym słowie dźgając go palcem w tors.
Razem z Pansy usiadłyśmy na kanapie, a chłopcy usiedli na fotelach. Pogrążyliśmy się w rozmowie- I kiedy szliśmy do salonu... - powiedział Draco.
- Ani mi się waż! - krzyknęłam.
- Granger nie słuchała dyrektorki i ...
- Nie, Malfoy!
- I zamiast jej słuchać myślała...
- O czym myślała Smoku? - zapytał Blaise.
- O mnie!!! - krzyknął Draco i opadł na kanapę, pomiędzy mnie i Pansy.
- Wcale nie! - krzyknęłam.
- Właśnie, że tak lwico! - odpowiedział Draco i razem z Blaise'm zaczęli się śmiać.
Nie wytrzymałam. Poczułam jak ręce mnie pieką i cisnęłam kulą ognia prosto w kominek.
- Co to było?!?! - krzyknęli jednocześnie.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co robię. Zgasiłam ogień wydobywający się z moich dłoni.
- Nie uwierzycie mi, jeżeli powiem, że to nic takiego, prawda?
Cała trójka pokręciła przecząco głowami.
- No dobrze, więc tak. Od kiedy pamiętam, umiałam kontrolować ogień. Pierwszy raz miałam z nim styczność na weselu mojej cioci. Miałam wtedy cztery latka. Zdenerwowałam się i n stąd, ni zowąd zapłonął łuk ślubny. Im byłam starsza, tym bardziej odkrywałam i kontrolowałam swoją moc. W moje piętnaste urodziny, jeden chłopak zdenerwował mnie tak mocno, że podpaliłam pobliskie drzewo. Na szczęście takie rzeczy już się nie zdarzają - powiedziałam.
- No dobra wszystko super, cacy, ale jest jeden znak zapytania, a mianowicie twoi rodzice to mugole. Po nich raczej nie odziedziczyłaś mocy, a tak po prostu na pewno jej nie dostałaś - stwierdził Draco.
- Wiem, to mnie bardzo zastanawia. Pytałam rodziców... - nie dane mi było dokończyć, bo zegar stojący w salonie obwieścił właśnie północ.
- O kurde! Zrobiło się późno. Musimy lecieć - powiedział Blaise.
Wyściskałam Pansy oraz Blaise i życzyłam im dobrej nocy.
- Poczekajcie! - krzyknęłam, gdy już chcieli wychodzić. - Proszę, nie mówicie nikomu o moich zdolnościach.
- Oczywiście. Możesz trzymać nas za słowo. Nikomu nie piśniemy ani słówka - powiedział Blaise, po czym zniknął razem z Pansy za obrazem.
Leżąc w łóżku uświadomiłam sobie dwie rzeczy. Ślizgoni wcale nie są tacy źli, oraz to, że zyskałam trzech nowych przyjaciół.
********************
Witam :)
Przepraszam, że musieliście czekać tak długo, ale szkoła i moja rodzina mnie kiedyś wykończy.
Z rozdziału jestem zadowolona, ale czekam na Wasze opinie.
Całuski
Dracona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz