- Draco wstawaj - szepnęłam my do ucha.
- Mhym... - mruknął tylko.
- Jak nie, to nie. Ale już nigdy więcej... - nie dokończyłam, bo mi przerwał.
- O nie, nie, nie lwico. To ty przyszłaś do mnie, a więc...
- Oj, no dobrze. Wstawaj zaraz się spóźnimy na śniadanie.
- Mhym - mruknął blondyn i obrócił się na drugą stronę. Niestety, albo stety ze mną. Dyskretnie wzięłam poduszkę do ręki i walnęłam go nią w głowę.
- Masz przerąbane mała - powiedział.
Już po chwili byłam przerzucona przez ramię blondyna. ten otworzył do mojego pokoju. Podszedł do łózka i rzucił mnie na nie. pochylił się nade mną.
- Policzymy się później - szepnął mi do ucha i wyszedł.
*****
Po śniadaniu razem z przyjaciółmi udałam się pod salę Obrony przed Czarną Magią. Zaraz po dzwonku profesor Mavin wpuściła nas do klasy.
- Witajcie, nazywam się Rose Mavin i będę was uczyła Obrony przed Czarna Magią. Słyszałam o konflikcie pomiędzy uczniami domu węża, a uczniami domu lwa, więc razem z dyrektorką ustaliłyśmy, że to ja was porozsadzam. Acha, i tak jak tutaj macie siedzieć tez na innych lekcjach.
Przyglądałam się nowej nauczycielce z uwagą. Kogoś mi przypomina, ale kogo?
- Więc tak, panienka Greengrass usiądzie z panem Potterem. panna Parkinson z panną Brown. Panna Patil z panem Mash - uczniowie kolejno siadali w ławkach. W końcu został już tylko ostatni rząd. - Proszę, proszę... pan Zabini z panem Nottem w środkowej ławce, pan Tomas usiądzie sam, a panna Granger z panem Malfoy'em. Dobrze, a teraz proszę, żebyście odsunęli ławki pod ściany. Zaraz zaprezentujecie mi swoje umiejętności. Zapraszam na środek uczniów, których kolejno będę czytała parami z listy.
Uczniowie zaczęli się pojedynkować, aż tu nagle...
- Hermiona Granger i Draco Malfoy. Oboje wygraliście we wszystkich pojedynkach, więc...
- Proszę pani, ale to będzie trwało wieczność - stwierdził Blaise. - Nasze gołąbeczki nie dadzą za wygrana. Oni się za bardzo kochają.
- Zabini!!! - wrzasnęliśmy jednocześnie w jego stronę.
- No co? Przecież nic nie mówię!
Wyszliśmy na środek sali i się zaczęło...
- Expelliarmus!
- Drętwota!
- Protego!
- Reducio!
- Bombarda!
- Expelliarmus!
Zaklęcia latały w tą i we wtą. Żadne z nas nie dawało za wygraną. Nauczycielka zaczęła powoli wierzyć w słowa Blaise'a.
- Dobrze. Każdemu z was przyznaję 20 punktów dla domu, za pojedynek na najwyższym poziomie. Teraz proszę wszystkich o posprzątanie klasy. Dokładnie gdy ostatni stół stanął na swoim miejscu zadzwonił dzwonek. Wyszliśmy z sali.
- Mamy zadziwiająco mało lekcji - stwierdził Teodor.
- To znaczy? - zapytał Blaise.
- Została nam transmutacja, zielarstwo i historia magii - wtrąciła Pansy.
- Miona, co robisz po południu? - zapytała Astoria.
- Miałam zamiar wybrać się na spacer z Luną, a co?
- Nie nic, po prostu kiepsko sobie radzę z transmutacją i chciałam zapytać, czy nie pomogłabyś mi z pracą, którą pewnie zada nam McGonagall.
- Ja mogę ci pomóc - zaproponował Teodor.
- Naprawdę? Dziękuję Teo - krzyknęła uradowana As.
- Mogę iść z wami? - zapytała Pansy.
- Tak, jasne - odpowiedziałam.
- Ja tez idę - powiedział Draco.
Już miałam coś powiedzieć, kiedy zadzwonił dzwonek i musieliśmy wejść do klasy.
*****
Lekcje minęły zadziwiająco szybko. Zaraz po historii magii udałam się z Draconem do naszego dormitorium.
- mam nadzieję, że nie będzie padać - powiedziałam.
- Nie, raczej nie. jak tak to dopiero wieczorem.
- Idę się przebrać, mamy jeszcze 20 minut.
- Idź, idź poczekam.
10 minut później razem przemierzaliśmy szkolne korytarze.
- Gdzie idziemy?
- No, na spacer.
- No tak, ale gdzie?
- Pewnie do testrali. Nie jestem pewna, czy będziecie je widzieć.
- ja będę, ale nie wiem jak Pansy.
- Ach, no tak... - westchnęłam.
- Ej Mała! Widziałem jak śmierciożercy zabijali całe rzesze ludzi, więc się za to nie obwiniaj. Sama to zrobiła.
- No tak, ale... Hej, ja nie jestem mała!
- No wiesz, dla mnie jesteś.
- Ile masz?
- Co mam?
- No wzrostu!
- Po co ci to?
- Pff...
- No okej. Metr dziewięćdziesiąt, a jak chcesz tak dokładnie to osiemdziesiąt siedem.
- No widzisz!
- A ty?
- Co ja?
- Merlinie, Granger! Zlituj się. Dobrze wiesz co.
- Metr siedemdziesiąt, a dokładnie to siedemdziesiąt trzy.
-...
- No co?
- i ty mówisz, że nie jesteś mała! - zaśmiał się blondyn.
- Astoria ma metr sześćdziesiąt, a więc?
- A Pansy?
-Metrosiemdziesiąt - wymruczałam.
- Co tam mamroczesz?
- Metrosiemdziesiąt.
- Nie słyszę.
- No metr osiemdziesiąt!
- A widzisz?
- Wrrr...
- Ale ja i tak wolę, jak jesteś niższa od innych...
- Czy ty coś sugerujesz?
- Ja? Nie...
- Draco! - krzyknęłam gdy stalowooki przerzucił mnie przez ramię. - Puść mnie!
- Kuszące, ale nie - odpowiedział blondyn i ruszył w stronę Zakazanego Lasu.
- Idź, idź poczekam.
10 minut później razem przemierzaliśmy szkolne korytarze.
- Gdzie idziemy?
- No, na spacer.
- No tak, ale gdzie?
- Pewnie do testrali. Nie jestem pewna, czy będziecie je widzieć.
- ja będę, ale nie wiem jak Pansy.
- Ach, no tak... - westchnęłam.
- Ej Mała! Widziałem jak śmierciożercy zabijali całe rzesze ludzi, więc się za to nie obwiniaj. Sama to zrobiła.
- No tak, ale... Hej, ja nie jestem mała!
- No wiesz, dla mnie jesteś.
- Ile masz?
- Co mam?
- No wzrostu!
- Po co ci to?
- Pff...
- No okej. Metr dziewięćdziesiąt, a jak chcesz tak dokładnie to osiemdziesiąt siedem.
- No widzisz!
- A ty?
- Co ja?
- Merlinie, Granger! Zlituj się. Dobrze wiesz co.
- Metr siedemdziesiąt, a dokładnie to siedemdziesiąt trzy.
-...
- No co?
- i ty mówisz, że nie jesteś mała! - zaśmiał się blondyn.
- Astoria ma metr sześćdziesiąt, a więc?
- A Pansy?
-Metrosiemdziesiąt - wymruczałam.
- Co tam mamroczesz?
- Metrosiemdziesiąt.
- Nie słyszę.
- No metr osiemdziesiąt!
- A widzisz?
- Wrrr...
- Ale ja i tak wolę, jak jesteś niższa od innych...
- Czy ty coś sugerujesz?
- Ja? Nie...
- Draco! - krzyknęłam gdy stalowooki przerzucił mnie przez ramię. - Puść mnie!
- Kuszące, ale nie - odpowiedział blondyn i ruszył w stronę Zakazanego Lasu.
*****
Już pół godziny chodziliśmy po lesie, a ja nadal wisiałam na Draconie.
- Dlaczego masz Hermionę przerzuconą przez ramię? - zapytała Luna.
- Bo moja lwica była niegrzeczna - odparł blondyn.
- Nie, wcale nie! - krzyknęłam.
- Własnie, że tak!
- Nie!
- Tak!
- Merlinie, znowu się zaczyna - jęknęła zrezygnowana Pansy.
- To powiedz mu, żeby mnie puścił!
- Luna, kiedy będziemy na miejscu? - zapytał stalowooki.
- Tak za pięć minut - odpowiedziała wesoło blondynka. - I wtedy puścisz Mionę, tak?
- Tak, wtedy cię puszczę - powiedział zwracając się do mnie.
- Wrrr...
Resztę drogi słuchaliśmy opowieści Luny o narglach. Kiedy doszliśmy do wodospadu naszym oczom ukazało się całe stado testrali.
- Jakie śliczne - szepnęła Pansy i razem z Luną pobiegły w stronę zwierząt. Zostałam z Draconem sama.
- Teraz mnie puścisz? - zapytałam.
- Może...
- Draco... - jęknęłam.
- Słucham?
- Miej litość...
- Dobrze Mała już cię stawiam.
- Dziękuję - powiedziałam, a w naszą stronę podszedł mały testral. Wyciągnęłam w jego stronę rękę. Malec podreptał w moją stronę. Wstrzymałam oddech. Testral przyłożył swoja głowę do mojej ręki, ale zaraz uciekł.. Cofnęłam dłoń i dotknęłam nią reki Dracona. Niczego nieświadoma splotłam nasze palce. westchnęłam cicho.
- chyba cie polubił - uśmiechnął się stalowooki.
- Ykhym, ykhym... Nie przeszkadzam wam - usłyszałam.
- O co ci chodzi Blaise? Poza tym co ty tu robisz?
- Już skończyłem swój szlaban i przyszedłem tu do was, ale widzę, że mnie nie potrzebujecie - szatyn teatralnie złapał się za serce.
Spuściłam wzrok i zobaczyłam o co mu chodzi. Zawstydzona wyślizgnęłam swoją dłoń z dłoni Dracona i podbiegłam do Diabła.
- Zazdrosny? Nie martw się i tak będziesz najlepszy - powiedziałam.
- Wiem - rzekł Blaise i mocniej mnie ścisnął.
- Mamy być zazdrośni!? - krzyknęli jednocześnie Draco i Pansy.
Razem z Diabłem roześmialiśmy się serdecznie.
- Nie martw się Smoku nie zabiorę ci twojej lwicy - rzekł Blaise.
- Mam nadzieję - odpowiedział mu Draco. - Ona jest tylko moja.
- Gdzie Luna? - zapytała nagle Pansy.
- A kto to wie. Pewnie już w zamku - zaśmiałam się.
Nagle poczułam jak się się unoszę i już po chwili siedziałam na barkach Dracona.
- wracajmy już do dormitorium, ale najpierw ścigamy się do ujścia lasu - rzekł blondyn i puścił się biegiem z piszczącą mną na plecach.
- Wiem - rzekł Blaise i mocniej mnie ścisnął.
- Mamy być zazdrośni!? - krzyknęli jednocześnie Draco i Pansy.
Razem z Diabłem roześmialiśmy się serdecznie.
- Nie martw się Smoku nie zabiorę ci twojej lwicy - rzekł Blaise.
- Mam nadzieję - odpowiedział mu Draco. - Ona jest tylko moja.
- Gdzie Luna? - zapytała nagle Pansy.
- A kto to wie. Pewnie już w zamku - zaśmiałam się.
Nagle poczułam jak się się unoszę i już po chwili siedziałam na barkach Dracona.
- wracajmy już do dormitorium, ale najpierw ścigamy się do ujścia lasu - rzekł blondyn i puścił się biegiem z piszczącą mną na plecach.
*****
Siedziałam sama w salonie, ponieważ Draco poszedł odprowadzić Blaisa i Pansy. Zaczęłam szukać mojej książki, ale nigdzie nie jej nie było.Nagle coś tknęło mnie, żeby pójść do sypialni Dracona. otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Omiotłam pomieszczenie wzrokiem. Znalazłam książkę, leżała na łóżku, ale nie to przyciągnęło mój wzrok. W rogu pokoju stał duży, biały fortepian. Podeszłam do instrumentu i dotknęłam go ręką. Jak zaczarowana usiadłam przy klawiszach. Zaczęłam grać. Nagle obok mnie usiadł Draco i zaczął grać razem ze mną. Nie wiadomo skąd w sypialni pojawili się nasi przyjaciele. Gdy skończyliśmy chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale nie trwało to długo...
- Wow - krzyknął Blaise.
- super - powiedziały jednocześnie Pansy i Astoria.
- Stwórzmy zespół - zaproponował Blaise.
- Tak - zawołali pozostali.
- A kto będzie śpiewać? U nas wiadomo, że najczęściej Smok, a ja i Teodor rzadziej. A u was dziewczyny?
- Miona! - krzyknęli wszyscy.
- Nie, ja nie umiem śpiewać - broniłam się.
- Zaraz się przekonamy - blondyn uśmiechnął się chytrze i zaczął grać. Na moje nieszczęście jedną z moich ulubionych piosenek.
- Jaka śliczna melodia - powiedziała Astoria.
- Śpiewaj mała - szepnął blondyn.
Nawet gdybym nie chciała musiałabym to zaśpiewać. Muzyka mną zawładnęła. Nim się obejrzałam piosenka dobiegła końca.
- Czyli ustalone główną śpiewaczką zostaje Hermiona, a po niej As.
- Ja??? - zdziwiła się Astoria.
- Tak, przecież ty ślicznie śpiewasz.
- Co???
- Słyszałam, przecież nie znam cię od dzisiaj, tylko od siedmiu lat - powiedziała Pan, a Astoria oblała się rumieńcem.
- Dobra, a nazwa? - zapytał nagle Teodor.
- PENTANX - zawołała Pansy.
- Różowe jednorożce!
- Magiczni!
- Tosty z serem!!! - krzyknął Blaise.
- Coo???
- Tosty z serem!!!
- Nie!!
Przysłuchiwałam się tej dyskusji, kiedy nagle mnie olśniło.
- Szmaragdowe Kły - szepnęłam.
- Co tam szepczesz lwico? - usłyszałam głos blondyna, który także dotąd się nie odezwał.
- Szmaragdowe Kły - wyszeptałam.
- Ej!!! Cicho!!! Mała ma zarąbista nazwę!!!
Wszyscy ucichli i spojrzeli na nas.
- dajesz Miona - rzekł Teo.
- Szmaragdowe Kły.
- Boskie - krzyknęły równocześnie Pan i as.
- Bierzemy - powiedział Blaise. - chociaż tosty z serem i tak były lepsze.
- Zabini - zaśmiałam się i walnęłam go książką w ramię. - Umiecie w ogóle na czymś grać?
- No jasne - odkrzyknęli wszyscy.
- Och, już późno. Musimy uciekać - powiedział Teodor i razem z pozostałymi zniknął za obrazem.
Obróciłam się i znowu na niego wpadłam. Otoczył mnie jego boski zapach. Wtuliłam się w niego. Mogłabym tak stać godzinami.
- Hej, mała wiem, że mogłabyś tak stać godzinami...
- Znowu czytasz mi w myślach!
- Wcale nie, widzisz sama się przyznałaś.
- Och, no dobrze niech ci będzie. Mogłabym...
- Dzisiaj tez śpisz u mnie?
- Chciałbyś - zaśmiałam się. Jeszcze raz mocno go przytuliłam i zamknęłam się w swoim pokoju..
*****
Witam wszystkich.
Oto kolejny rozdział.
Jestem z niego zadowolona, ale czekam na wasze opinie.
Przepraszam za błędy, ale ostatnio klawiatura strasznie mi wariuje.
Na koniec życzę wam wszystkim
Szczęśliwego Nowego Roku!
Dracona